Kolejorz zremisował na własnym boisku 2-2 z drużyną Utrechtu. To niestety premiowało czwarty zespół Eredivisie, która awansowała do kolejnej rundy eliminacji. Pierwsze spotkanie w Holandii zakończyło się bezbramkowym remisem.
Rewanż przy Bułgarskiej rozpoczął się w najgorszy możliwy sposób. Już po upływie 40 sekund Kerk wykorzystał świetne dośrodkowanie van de Streeka i głową skierował piłkę do bramki. W 26 minucie meczu doszło do wyrównania w wyjątkowo kuriozalnych okolicznościach. Majewski mocno podał do stojącego w polu karnym Duńczyka, który pokonał kompletnie zdezorientowanego bramkarza. Jak się okazało, napastnik Lecha znajdował się na bardzo wyraźnym spalonym. Aż dziw bierze, że sędzia mógł tego nie dostrzec.
Remis premiował oczywiście Holendrów, którzy w odróżnieniu od Lecha, zdobyli bramkę na wyjeździe. Kolejorz w drugiej połowie starał się atakować i tworzyć groźne sytuacje, ale nie przynosiło to zamierzonego efektu. Nadzieję dała jednak czerwona kartka Leeuwina, który bardzo brzydko sfaulował Makuszewskiego, za co obejrzał drugą żółtą kartkę w tym meczu. Niestety, lechici nie wykorzystali osłabienia w szeregach rywala.
W 89 minucie zabójczą kontrę przeprowadził Utrecht, a gola na 1-2 zdobył Labyad po podaniu Ayouba. Lech nie poddał się tak łatwo i w 94 minucie po rzucie wolnym i zamieszaniu w polu karnym piłkę do bramki wpakował strzelec pierwszego gola dla Lecha, Gytkjaer. Niestety, było już za późno by pokusić się jeszcze o trzecią bramkę. Mecz zakończył się remisem i to Utrecht może się cieszyć z awansu.
Pół godziny później podobny los spotkał Arkę Gdynia, której zabrakło dwóch minut do awansu. W doliczonym czasie gry żółto-niebiescy stracili jednak gola, a awans tym samym wywalczyła duńska drużyna – Midtjylland. Co ciekawe, zarówno Lech, jak i Arka w dwumeczu remisowali ze swoim rywalem, jednak decydujące okazały się gole rywala strzelone na wyjeździe.